Mając swoje dzieci rodzi się w nas nowe pragnienie, by móc je zawsze ustrzec od wszelkiej szkody. Niestety z punktu widzenia naszych dzieci, rodzicielskie, najbardziej szczytne zamierzenia zapewnienia im szczęścia i dobrobytu mogą być dalekie od ideału.
Mimo, iż tak bardzo chcemy uchronić je od niebezpieczeństw życia istnieją granice tego, co możemy i powinniśmy zrobić. Między innymi musimy zrezygnować z bardzo wielu rzeczy, które mieliśmy nadzieję dla nich uczynić. Paradoksalnie, owa rezygnacja jest dla ich dobra.
Oczywiste jest też, że będziemy musieli pozwolić dzieciom odejść i opuścić nas, by mogły podejmować samodzielne decyzje i uczyć się na błędach, mając w pamięci, że zawsze mogą liczyć na swoich rodziców.
Podobnie bowiem jak dzieci muszą oddzielić się stopniowo od rodziców, tak i my musimy oddzielić się od nich. Z tego powodu dręczyć nas będzie (jak większość matek i ojców) lęk przed rozłąką.
Rozłąka (wyprowadzka dziecka na studia, czy jego własne małżeństwo) to koniec bezpiecznej symbiozy. Rozłąka oznacza także ograniczenie naszej władzy i kontroli. Przez ów fizyczny dystans między nami, a dziećmi stajemy się mniej potrzebni i mniej ważni. Rozłąka wystawia nasze dzieci na „niebezpieczeństwo”. Obawiamy się tej sytuacji dlatego, że stanowi zagrożenie dla ich życia i (jak nam się wdaje) kruchej psychiki.
Czasem możemy nie być świadomi tego, że trudno nam się rozłączyć z naszymi dziećmi i że trzymamy się ich zbyt kurczowo. Ten brak świadomości z naszej strony może sprawić, że nasze kłopoty z rozłąką mogą stać się problemem także dla nich.
Bolesne chwilę rozłąki z naszego dzieciństwa mogą wpłynąć na nasze podejście do rozłąki z naszymi dziećmi. Przez wspomnienia właśnie, ożywiamy na powrót przeszłość i staramy się ją naprawić.
Rozłąka rodziców z dziećmi, to nie tylko kwestia dystansu fizycznego. Obejmuje ona także oddzielenie emocjonalnie dzieci od nas. Wówczas, możemy być za szybko skłonni pospieszyć im z pomocą i radą „lepiej, zrób to tak”, albo „czekaj zrobię to za ciebie”.
Możemy mieć trudności z tym, żeby pozwolić im być takimi, jakimi chcą być i w granicach zdrowego rozsądku robić to, co chcą robić – wybór drogi kształcenia, mieszkania, życiowego partnera. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, więc pozwólmy im na bezcenne, życiowe lekcje.
Mówmy o naszych obawach, ale nie zabraniajmy im popełniać ich własnych błędów.
Z drugiej strony może być i tak, że okazujemy im zbyt dużo zrozumienia i pozwalamy sobie na nadopiekuńczość, która w dłuższej perspektywie czyni nasze dzieci bezradnymi w obliczu sytuacji kryzysowych. Rodzice często mają trudności z tym, żeby uważać swoje dzieci za istoty odrębne w sensie psychologicznym. Wbrew pozorom takie podejście oddala nas od dzieci.
Zgoda na to by dzieci odeszły od nas, oznacza także zgodę na to, by żyły swoim życiem, a to z kolei oznacza rezygnację z oczekiwań, jakie żywimy w stosunku do nich.
W chwili urodzenia dziecka (jak i później), powstaje w nas wiele wyobrażeń i oczekiwań. Uważając dzieci za doskonałą wersję nas samych, mamy nadzieję że nie przejmą żadnych naszych złych cech, schematów, czy nałogów. Uważając dzieci za naszą drugą szansę w życiu spodziewamy się, że z wdzięcznością wykorzystają każdą z oferowanych im przez nas możliwości.
Uważamy że jesteśmy lepszymi rodzicami niż nasi rodzice, mamy nadzieję, że wychowamy „lepsze” dzieci niż oni.
Nie obejdzie się jednak bez wielu rozczarowań. Zgoda na odejście dzieci ich własną drogą oznacza uszanowanie ich prawa do samodzielnego kształtowania swojego życia. Musimy pogodzić się także z rezygnacją z marzeń dotyczących naszych dzieci, czyli zaliczyć te projekcje w poczet tego co musimy utracić.
Zdolność do tego, by uścisnąć dziecko i pozwolić mu odejść wtedy, gdy nadchodzi na to czas, to naturalny i niewyuczony dar, który posiada dobry rodzic. Empatyczni rodzice – opiekunowie, gotowi są reagować na sygnały wysyłane przez dziecko. Stopniowo wprowadzają je w skomplikowany świat w przekonaniu, że dziecko od chwili narodzin egzystuje jako istota ludzka nie pozbawiona własnych praw i obowiązków. Później kiedy nadchodzi czas na to, by pozwolić mu odejść – wystarczająco dobrzy rodzice pomagają mu w tym.
Nasze dzieci określając siebie i rozszerzając obszar swojej autonomii, bez końca będą szarpać łączące je z nami więzi. Wciąż na nowo będziemy musieli określać formę naszych wspólnych relacji – najpierw z chłopcem lub dziewczynką, a później z mężczyzną lub kobietą. Czeka nas wiele naturalnych etapów separacji. Zdolność rodziców do tego, by sprostać temu wyzwaniu, zależy od ich wewnętrznej gotowości stworzenia i zaakceptowania nowego wizerunku dziecka w swoich umysłach.
Wizerunek odrębnego ufającego własnym siłom człowieka, który najprawdopodobniej da sobie radę. Jednak mimo, że w świecie poza ciepłem domowego ogniska czyha wiele niebezpieczeństw (i według rodziców życie ich dzieci jest zagrożone), dzieci muszą opuścić rodziców, a rodzice muszą pozwolić im odejść. Wówczas potrzebna jest nadzieja, że dzieci zostały dobrze wyposażone w podróż przez życie.
Zaufajmy, że kiedy spadnie śnieg włożą ciepłe buty, a gdy upadną będę umiał się podnieść.
Syndrom pustego gniazda
Każda rzecz ma swój czas i miejsce. Pozwolenie dzieciom na odejście własną drogą, to szansa dla rodziców na drugą młodość. Pustkę i czas można wypełnić starym lub nowym hobby, nauką nowych umiejętności, czy podróżami. Wówczas jest również czas na odświeżenie starych znajomości, regularny relaks i sport, który jest naturalnym antydepresantem.
Pamiętajmy, że osiągnęliśmy kolejny cel – wychowanie dziecka i teraz mamy czas na zdefiniowanie i realizację kolejnych celów, dzięki którym nadal będziemy aktywnie i z uśmiechem witać kolejny dzień.